- Malfoy, co Ty odpierdalasz, że tak zapytam? - Zerknął na nią spod przymrużonych powiek. “Zmieniła się”, przemknęło mu przez głowę.
- Zrobiłem Ci jedzenie, to z łaski swojej nie narzekaj i jedz, bo to pierwszy i ostatni raz, kiedy gotuję dla szlamy - powiedział wyniośle i zabrał swój talerz, kierując się w stronę kanapy. Usiadł i zabrał się za jedzenie.
- Nie potrzebuję twojego jedzenia - powiedziała ostrym tonem. - Chcę tylko, byś zwrócił mi moje ubranie i wypuścił z tego przeklętego miejsca. Ruszyła w stronę blondyna, który siedział na kanapie i jadłśniadanie.
- Nie dopóki mi nie powiesz co się stało u ciebie w domu -odparł i podniósł na nią wzrok. Gryfonka nie odpowiedziała, tylko skrzyżowała ręce na piersi - Ja tak mogę siedzieć długo. To tobie zależy na ucieczce stąd - uśmiechnął się i wrócił do śniadania.
- Idź do piekła - powiedziała brązowowłosa i wróciła do łazienki, trzaskając przy tym drzwiami. Oparła się plecami o drzwi i zsunęła się po nich na ziemię. “Tak właściwie to czemu im to zrobiłam? Przecież zaklęcie zmiany osobowości miało działać do końca szkoły. Czyżbym…” Przemyślenia przerwało jej nagłe łomotanie w drzwi.
- Granger rusz się, nie jesteś w tym domu sama. - Hermiona poczuła jak gorąca łza spływa jej po policzku. Otarła ją szybko wierzchem dłoni i otworzyła drzwi, wpuszczając ślizgona.
- Płakałaś? – zapytał na jej widok.
- Nie - ucięła szybko. - Gdzie są moje ubrania?
- Guzik! - Zawołał głośno Draco. Przed nim jakby znikąd pojawił się skrzat domowy. - Przynieś tu ubrania dziewczyny.
- Tak, panie. - skrzacik znikł, ale chwilę później pojawił się z ubraniami w dłoniach. Hermiona wyciągnęła rękę po rzeczy, a on jej je podał. Dziewczyna chwyciła za krawędź drzwi i zatrzasnęła je przed nosem ślizgona. Wyciągnęła z kieszeni zminimalizowaną walizkę ze swoimi rzeczami i powiększyła ją do normalnych rozmiarów. Znalazła w niej nową parę bielizny i czyste ubrania. Stare wsadziła do środka i znów zmniejszyła bagaż. Postanowiła wynieść się z tego domu jak najszybciej. Otworzyła drzwi i weszła znów do sypialni Dracona. Ślizgon siedział na kanapie, opierając się wygodnie i widocznie czekając na nią.
- Hermiono - powiedział. Wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia. Przeważnie nazywał ją znienawidzonym nazwiskiem, albo po prostu “szlamą”. - Powiesz mi, co się stało? - w jego głosie było słychać czułość. Coś, czego nigdy u niego nie słyszała. Kiedy patrzyła w te jego szare oczy, które aż błagały, by mu coś powiedziała, ruszyła przed siebie i usiadła na kanapie obok niego, ale zachowała przy tym odpowiedni odstęp.
- Chcesz wiedzieć dlaczego torturowałam moich rodziców? To długa historia.
- Mamy czas - powiedział i rozsiadł się wygodniej.
- Sięga to do czasów mojego dzieciństwa. Kiedy miałam 7 lat moja matka wyjechała na jakąś konferencję z pracy. Ojciec przyszedł nawalony do domu i wszedł do mojego pokoju. Uznał, że skoro Jane nie ma to może sobie ze mną zrobić, co chce. To był pierwszy raz kiedy mnie zgwałcił - powiedziała i poczuła, że łzy znowu napływają do jej oczu. - Robił mi to codziennie przez cały tydzień dopóki matka nie wróciła do domu. Kiedy powiedziałam jej o tym, nic nie zrobiła. Jakby już wcześniej wiedziała, że to się stanie. Wiesz, co mi powiedziała? Że po to przyszłam na świat. Że jestem tylko po to, żeby zadowalać ojca, kiedy on tego zechce. George wiedział, że Jane dała mu wolną rękę i od tego czasu przychodził codziennie. Każdego pieprzonego dnia mnie wykorzystywał i się z tego śmiał. Z dnia na dzień wymyślał coraz to lepsze zabawy i kary za moje nieposłuszeństwo. Coraz bardziej bolesne, nie tylko fizycznie. Cały czas chodziłam cała posiniaczona i zgaszona. Kiedy okazało się, że jestem czarownicą, zaświeciło się światełko w tunelu. Małe, ale było. Wyjechałam do Hogwartu i tam szukałam ksiąg na temat zaklęć zmieniających osobowość. Nie chciałam być tą dziewczyną, którą byłam, a nie mogłam udawać przez całe życie. Znalazłam jedno i je
rzuciłam. Podziałało i gdy byłam w zamku wzmacniało się, lecz gdy wracałam do domu znów byłam tą zagubioną dziewczynką, którą gwałcono raz za razem. W chwili, gdy skończyłam edukację, zaklęcie wygasło. Kiedy w zeszłym roku podróżowałam z Harrym ponowiłam zaklęcie, ale gdy wróciłam do tego przeklętego domu znów przestało działać. Kilka dni temu uznałam, że dam sobie jeszcze jedną szansę. Wrócę do Hogwartu i skończę siódmą klasę. Ponowię zaklęcie i znów będę tą miłą dziewczynką, którą wszyscy znają. Kiedy uciekałam, natknęłam się na mojego ojca i zaczęłam go torturować, matka też wpadła… i też dostała. Szczerze, to nie wiem, czemu to zrobiłam. Może ta złość która była we mnie przez te wszystkie lata nagle eksplodowała? Nie wiem. Jedyne, co mi chodziło po głowie, to cierpienie. ICH cierpienie. Chciałam, by bolało ich to tak, jak mnie przez te jebane 11 lat. Potem pojawiłeś się ty i mnie powstrzymałeś, a resztę już znasz. - z jej oczu znów płynęły łzy. Pociągnęła nosem i otarła je. - Teraz rozumiesz? Muszę się stąd wydostać.
Draco wyglądał na wstrząśniętego. I tak się właśnie czuł. Nigdy sobie nie wyobrażał, że ta dziewczyna, którą tak gnębił, miała tak okropne życie. Patrzył w jej oczy i nie mógł uwierzyć. Zawsze myślał, że jej życie było cholernym ideałem, a teraz cały jego światopogląd runął. Podniósł rękę i dotknął jej policzka, ścierając łzy. Wzdrygnęła się pod jego dotykiem, ale nie odsunęła się. "Draco, ty idioto, nie dotykaj jej! Ona była tak dotykana przez 10 lat!". Już chciał sobie odpowiedzieć, że nie w taki sposób, ale jego paranoiczny głos miał rację. Hermiona była TAK dotykana i nienawidziła tego dotyku. Szybko cofnął rękę i powiedział:
- Przepraszam, Hermiono. Naprawdę przepraszam. Przez cały nasz pobyt w Hogwarcie ci dokuczałem, a ty miałaś w domu piekło. Nawet się nie zastanawiałem, przez co przechodziłaś - powiedział Draco. Nigdy nie sądził, że będzie mu jej żal, a teraz ma nawet wyrzuty sumienia. Kurwa, Draco weź coś zrób! - Chcę ci to wynagrodzić. - powiedział po chwili ciszy.
- Co masz na myśli? - zapytała podejrzliwie Hermiona.
- Słuchaj. Mój ojciec po tej całej bitwie został zamknięty w Azkabanie, a matka od niego odeszła i przeprowadziła się, zostawiając cały ten dom dla mnie. Ledwie co zaczęły się wakacje, a ty już nie masz dachu nad głową. Do rozpoczęcia roku zostały jeszcze dwa miesiące, więc… - urwał, spoglądając na nią.
- Więc co? - zapytała Hermiona. Draco starał się wychwycić z jej tonu złość, zdziwienie, cokolwiek, ale mówiła tak naturalnym głosem, że nie mógł wyczuć jej nastroju.
- Więc może chciałabyś pozostać tu jako mój gość do końca wakacji?
- Ja...
***
Gość do końca wakacji. To miłe. Malfoy jest miły pomimo tej odczuwalnej litości kierowanej w jej stronę.
- Ja... Posłuchaj, Malfoy... Draco. To miłe z Twojej strony, że mnie tu przyprowadziłeś, że niejako się mną zaopiekowałeś, ale ja nie potrzebuję od ciebie litości. W ogóle jej nie potrzebuję. Nie jestem już tą siedmiolatką, którą można wykorzystać. Mam 18 lat. Nie dam sobą więcej pomiatać. Nikomu - powiedziała te ostatnie słowa ze złością i wstała, ruszając w stronę wyjścia. Niestety nie uszła daleko, bo ślizgon stanął między nią a drzwiami i przytrzymał je ręką, by ich nie otworzyła.
- Po prostu się nad tym zastanów. Proszę. Nie robię tego tylko dlaciebie. Robię to dla siebie. Moja rodzina zrobiła zbyt wiele złego - tutaj Draco zrobił krótką przerwę - nie chcę taki być. Chcę byćlepszy. Wystarczy, że popatrzysz na mojego ojca. Był śmierciożercą i jak skończył? Siedzi sam w więzieniu. Więc to nie jest litość. To jest akt egoizmu. Tak, kurwa! Chcę cię wykorzystać (hot!), by się zmienić. Jeżeli uważasz, że to jest za wiele- drzwi są otwarte, ale proszę cię... Zostań.
Hermiona patrząc w oczy arystokraty zastanawiała się, czy mówi prawdę. Nie zniesie więcej. Nie chce przechodzić znowu przez piekło.
- Zgoda - powiedziała. Draco odetchnął z ulgą. Dziewczyna wiedziała, że nie było to dla niego łatwe. Dla niej też. Jej kilkuletni wróg nagle proponuje jej mieszkanie? To nierealne!
- Ale nie będę spała z Tobą w jednym łóżku. - Chłopak zaśmiał się i puścił drzwi.
- Sypialnia obok jest wolna, możesz ją zająć. - powiedział ze szczerym uśmiechem na ustach, co nieco zdziwiło dziewczynę. Malfoy i szczery uśmiech? Niespotykane, chociaż tak piękne... “Chwila, czy ja właśnie pomyślałam, że on w zestawieniu z uśmiechem = piękny? Nie no. Granger, padło Ci na łeb”. Hermiona wyszła z pokoju w Pośpiechu, by nie pomyśleć ani zrobić więcej nic głupiego. Weszła na bogato zdobiony korytarz i skręciła w prawo, do “jej” pokoju. Nie był on typowo ślizgoński. Był brązowy ze złotymi zdobieniami. Duże łóżko zajmowało większą część pokoju. Pod ścianą była kanapa z brązowej skóry i Hermiona mogła się założyć, że to była prawdziwa skóra, która kosztowała więcej niż ona kiedykolwiek zarobi. Dziewczyna usiadła na sofie, podciągnęła nogi pod brodę i objęła się ramionami.
Nagle zaburczało jej w brzuchu. Nie jadła nic od dwóch dni. Postanowiła coś sobie zrobić, więc wyszła z pokoju i po omacku zaczęła szukać kuchni w tym wielkim domu. Wreszcie znalazła odpowiednie pomieszczenie i zajrzała do lodówki. Była pełna. Chyba nie powinna się zdziwić, ale tak było. W domu zawsze było coś do odgrzania, a w Hogwarcie– już ugotowane. Nigdy nie zastanawiała się nad tak małą rzeczą, ale to było miłe. Wejść do domu w którym jest pełna lodówka. “GRANGER! O czym ty myślisz? Czy ten głód padł Ci na mózg?!” otrząsnęła się szybko i wyciągnęła dżem malinowy, a z chlebaka bułkę i zrobiła sobie kanapkę. Usiadła na wysokim stołku barowym i zaczęła jeść. Jej brzuch chyba zrobił wesoły fikołek, bo poczuła się trochę dziwnie. Pełność, którą czuła, nie była czymś, co sprawiało dyskomfort. To była jedna z tych chwil, kiedy była naprawdę szczęśliwa.
- Smacznego - usłyszała za sobą. Nie odpowiedziała, skinęła tylko głową i sięgnęła po szklankę z sokiem, która nie wiedzieć jak i kiedy się pojawiła. - Chciałabyś coś dzisiaj porobić?
- Hmm… - mruknęła. - Poczytałabym coś chyba, albo może... Um… pokażesz mi posiadłość? Nie wiem co gdzie jest, a odnalezienie się w tym molochu jest dość trudne. - Mruczała pod nosem.
- To może… - zamyślił się na chwilę - Może najpierw Cię oprowadzę, a potem pokażę biblioteczkę? - uśmiechnął się zawadiacko na co dziewczyna skinęła tylko głową, zajadając się swoją kanapką. Draco poczekał, aż dziewczyna ją skończy i zszedł z krzesła, by zacząć wycieczkę.
Oprowadzanie dziewczyny po domu zajęło im 20 minut. Za każdym razem, kiedy Hermiona widziała jakiś zabytkowy przedmiot, albo coś innego zachwycała się i zastanawiała, czy jest to prawdziwe, czy podrobione. To była Hermiona, którą znał. Ślizgon myślał, że to zaklęcie które na siebie rzuciła zmieniło ją, ale nie tak do końca. Umysł kujonki chyba miała wrodzony, bo starała się wymyślać jakieś informacje na temat artefaktów w jego domu. Tak naprawdę Draco nigdy się nie zastanawiał skąd wzięły się tu te rzeczy. Jego matka zawsze uwielbiała starocie i ściągała je z różnych miejsc. “Teraz nikt nie będzie dekorował tego domu”, pomyślał Malfoy. Jego matka się wyprowadziła i dom należał tylko do niego.
Kiedy skończyli wycieczkę, Draco wskoczył szybko do pokoju i wyciągnął z niej czarną chustkę. Zawiązał ją na oczach gryfonki. Poprowadził ją do swojej biblioteczki i zdjął opaskę.
- Książki pewnie pokryły się kurzem, ale karzę Guzikowi je posprzątać.
Hermiona otworzyła oczy i o mało nie zemdlała. Na widok tylu książek zakręciło jej się w głowie. W tym pokoju było więcej ksiąg, niż zdoła przeczytać w życiu. Ba, w życiu 10 osób razem wziętych! Podeszła do pierwszej półki i dotknęła tych starych i delikatnych okładek.
- To jest… wspaniałe. Poważnie Draco, chyba nie wyjdę z tego pokoju do końca życia - mówiła jak najęta. Przeglądała wszystkie tytuły, z chwili na chwilę jej oczy coraz bardziej się rozszerzały. - Draco… - wyszeptała - jakim cudem macie tu te wszystkie książki? Przecież… przecież większość z nich zaginęła dawno temu, albo były tylko pojedyncze egzemplarze.
- To tak jak z antykami - odparł - moja matka kochała starocie. Sprowadzała tu wszystko, co napotkała.
- To wiele wyjaśnia. - rozejrzała się po całym pomieszczeniu. - Można tu przynieść jakiś fotel czy coś w ten deseń? Myślę, że się przyda.
Draco się zaśmiał i chwilę później wrócił z fotelem, który unosił się w powietrzu.
- Muszę coś załatwić na mieście – powiedział, kiedy gryfonka wybierała pierwszą książkę - a ty możesz tu spędzić tyle czasu, ile chcesz. - oczekiwał na jakąś reakcję z jej strony, ale jedyne co dostał to tylko zamyślone “mhm”. Uśmiechnął się pod nosem i pozostawił dziewczynę samą sobie. TA sprawa nie może czekać.
***
Dom Grangerów nie zmienił się od ostatniej wizyty. Ganek tak jak ostatnio był zadbany, a Draco znów miał słyszeć krzyki rodziny. Zapukał do drzwi i czekał na jakąś reakcję. Po chwili czekania wejście otworzyło się.
- Dzień dobry - powiedziała uśmiechnięta pani domu.
- Witam. Jestem przyjacielem państwa córki. Jest może w domu? - powiedział z zalotnym uśmiechem przylepionym na twarzy. Mina kobiety zrzedła na wspomnienie Hermiony.
- Przykro mi, zwiała kilka dni temu - odpowiedziała uciekając wzrokiem.
- Rozumiem, a mógłbym wejść? Chodzi o coś, co jej pożyczyłem, a nie oddała mi.
- Tak, tak.. proszę, wejdź - kąciki jej ust uniosły się nieznacznie w imitacji uśmiechu. Swoje kroki od razu skierował w stronę schodów, a Jane szła zaraz za nim. Draco wszedł na górę i nie wiedząc, które drzwi ma otworzyć, spojrzał na Jane. Widząc ton kobieta niezdecydowanym ruchem ręki wskazała konkretny pokój. Ślizgon otworzył czarne drzwi i zobaczył dziewczęcą sypialnie. Jego pierwsze spojrzenie padło na łóżko. Idealnie zaścielone, przykryte czarnym jak noc kocem. Ściany były w odcieniu bladej zieleni i współgrały z fioletowym puchowym dywanem obok olchowego biurka, na którym– tak jak się spodziewał– piętrzyły się książki wyciągnięte z dość obszernej biblioteczki, stojącej naprzeciw łóżka. Komoda, która stała obok była zapełniona różnego rodzaju figurkami, które odzwierciedlały osobowość dziewczyny.
Draco zerknął na kobietę, która stała w progu i intensywnie goobserwowała.
- Niech pani tak nie stoi, tylko usiądzie. Muszę przeszukać pokój, żeby naleźć TĘ rzecz– Draco zaczął przeszukiwać półki które stały przy ścianach w poszukiwaniu... niczego. Wszystkie były puste i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W końcu dziewczyna miała wszystkie swoje rzeczy przy sobie. Przechodząc obok drzwi pchnął je lekko w taki sposób, że zamknęły się z cichym kliknięciem. Używając zaklęć niewerbalnych wyciszył pokój i zablokował wejście. Kobieta spojrzała na niego z przestrachem w oczach, kiedy wyciągnął różdżkę z kieszeni płaszcza. Gdy wycelował w nią czubkiem, raptownie wstała i zaczęła się odsuwać w kąt pokoju, krzycząc przy tym jakby ją ktoś obdzierał ze skóry.
- Nic Ci to nie da kobieto. Pokój jest całkowicie wyciszony. Ateraz sobie porozmawiamy - powiedział Draco z mściwym uśmieszkiemna ustach.
***
Ślizgon znów szedł tą samą ulicą, co dzień wcześniej, tylko z poczuciem satysfakcji. Postanowił potorturować starą Granger i wyczyścić jej umysł tak, żeby zapomniała jak się nazywa. Potem zajął się George’m i zrobił to samo, ale wpłynął dodatkowo na jego umysł i wmówił mu, że jest gwałcicielem i porywa kobiety, a ta będąca jest w pokoju obok jest jego ulubioną ofiarą. Zamknął drzwi wejściowe na klucz, który miał tylko ojciec Hermiony. Jego nowa tożsamość powinna się zatroszczyć o to, by kobieta nie wyszła z
domu. Wiedział, że będzie cierpieć, ale nie pomyślał o ojcu. On będzie z tego czerpał radość. Obiecał sobie, że jeszcze tu wróci i sprawi, by on również cierpiał. Może za rok, może za dwa. Ale na pewno dopnie swego. Kiedy znalazł się w jednym z ciemnych zaułków aportował się do Malfoy Manor. Już w holu czuł przyjemny zapach płynący z kuchni. “Hermiona coś gotuje?” zdziwił się ślizgon. “Ej, stary, czekaj… czy ty ja właśnie nazwałeś po imieniu? Nie no, coraz gorzej z Tobą.” Chłopak zignorował ten irytujący głos i ruszył za zapachem. W do dużego pomieszczenia. Gryfona stała obok kuchenki i mieszała coś w garnku. Nie zwracała na niego uwagi. Zbyt była zajęta wpatrywaniem się w to coś, co powstawało na kuchence. Nagle owo coś zaczęło niebezpiecznie bulgotać.
- O nie, nie, nie, nie… - mówiła Granger nie mając pojęcia, że Malfoy na nią patrzy. - Błagam, tylko nie to.
- Co tam tak gotujesz? - odezwał się chłopak, a dziewczyna podskoczyła. - Albo starasz się ugotować.
- MALFOY! Nie starasz mnie! - wrzasnęła i wróciła do mieszania tej potrawy nieznanego pochodzenia i działania. - O co Ci chodzi? Nigdy nie mówiłam, że umiem gotować. Staram się, ale za każdym razem coś mi nie wychodzi - jęknęła zawiedziona, wyłączając piecyk.
- A co chciałaś ugotować? - zaśmiał się.
-Spaghetti. Makaron już dawno zimny, a ja sosu nie potrafię zrobić - burknęła w odpowiedzi, zakrywając twarz dłońmi.
- Pokaż, co tam masz… - podszedł i zerknął na TO COŚ co powstało w garnku. “CUD, ŻE TO JESZCZE NIE ŻYJE WŁASNYM ŻYCIEM!”, krzyknął w myślach. - Co tu dałaś?
- Umm… Mięso, sos ze słoika, wodę, cebulę… jakieś przyprawy. No i chyba trochę wódki dolałam przez przypadek. - mruknęła. Spojrzał na nią jak na idiotkę. Miona spłonęła rumieńcem, czując jego wzrok na sobie. - NO CO!? Nie moja wina, że nigdy nie gotowałam! Zawsze wszystko odgrzewałam w tej pieprzonej mikrofali. NIGDY NIE MIAŁAM SZANS SIĘ NAUCZYĆ! - Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczała w twarz arystokracie i wybiegła ze łzami w oczach. Malfoy, niewiele myśląc, pobiegł za nią. Nie musiał długo jej gonić, bo była od niego wolniejsza i biegła w znanym mu kierunku. Skręciła w korytarz przy, którym znajdowały się ich sypialnie. W chwili, gdy chwyciła za klamkę swojego pokoju, poczuła uścisk czyjejś ręki na ramieniu, a zaraz potem ktoś ją objął. Czuła się dziwnie. Po tym wszystkim, co przeszła nie mogła nawet znieść towarzystwa faceta, a co dopiero jego dotyku.
- Przepraszam, Miona - wyszeptał Dracon. Ona tylko bardziej wtuliła się w jego ramiona, wylewając coraz więcej łez i ujawniając światu, jak bardzo wrażliwa i bezsilna była. Nagle poczuła, jakby zaczęła się unosić nad ziemią. Poczuła ten charakterystyczny zapach, który unosił się w sypialni chłopaka. Lekka woń pomarańczowego żelu pod prysznic wymieszana z mocniejszymi perfumami, która wydawała jej się najlepszym zapachem na świecie. Posadził ją na swoim łóżku nie wpuszczając z objęć, czekając, aż się uspokoi. Chwila ta nadeszła nieoczekiwanie szybko. Kiedy łzy przestały lecieć, a oddech się wyrównał, otworzyła oczy.
- Nie to ja… - zatrzymała się na chwilę. Dostrzegła czerwoną plamę na nieskazitelnie białej koszuli kolegi. Uniosła głowę, by spojrzeć w jego oczy. Były… no właśnie, jakie były? Dziwne? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Zerknęła jeszcze raz na plamę na odzieniu, dając chłopakowi tym samym do zrozumienia, że też ma spojrzeć. Wyplątała się z jego objęć i odsunęła na mniej więcej metr. -Malfoy, um...czy to jest krew? - zapytała z lekkim wahaniem.
- Tak. - odpowiedział krótko. Spojrzała na niego ze strachem.
- Czy-czyja? - zająknęła się. Patrzał jej prosto w oczy. Nie mógł jej okłamać. Nie chciał tego robić. Te kilka dni, kiedy się nią opiekował, coś dla niego znaczyły. Nie mógł tego w tak banalny sposób zaprzepaścić.
- Twoich rodziców. - powiedział nie odwracając wzroku od jej oczu. Oczekiwał jakiejś reprymendy, ucieczki, pobicia, czegokolwiek, jednak nie. Ona tylko patrzyła na niego nieprzeniknionymi oczami.
Alice&Sasza
z małą pomocą Willa.
Beta: Zuzia.
OMFG bkubvksdbvjcxvfiljkxbnlsdjfbmnkbjdbvkjdbldsnklnbkldnbvlsfbnlfxn.
OdpowiedzUsuńZajebiste :3
BUREK POZDRAWIA ^^
Laf u bejb ;3 // Saszka.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Usuń